autyzm.life i neuroróżnorodni

Neuroróżnorodność Terapia pedagogiczna autyzm niepełnosprawność intelektualna objawy rewalidacja IPET grafomotoryka umiejętności społeczne emocje scenariusze zajęcia sensoryka logopedia arkusze historyjki ASD

Reklamy

Reklamy

Nic bardziej niż piramida żywieniowa nie sprawia, że czuję się okropną matką – Alyson Beytien, konsultantka ds. autyzmu i matka trójki dzieci ze spektrum autyzmu

[…] Wiecie, ten plakat, który jest w każdej szkole, stołówce, w każdym gabinecie lekarskim, pokazujący, ile produktów z takiej grupy organizm potrzebuje, by dziecko mogło rosnąć i się rozwijać; który ma pokazywać wizualnie , że nieodpowiednio karmisz swoje dzieci; plakat, który w ogóle nie przypomina diety większości ludzi! Bo tak poważnie mówiąc – kto rzeczywiście zjada 10-12 porcji warzyw i owoców dziennie? Nie wiem.

Każdemu to, co mu pasuje

Nasi chłopcy zawsze mieli problemy z jedzeniem. Zawsze byłam tą mamą, która przygotowywała różne posiłki dla każdego członka rodziny, ponieważ nie zjedliby tego samego. Tłumaczyłam sobie nawet, że ketchup to porcja warzyw. Przynosiłam własne jedzenie na spotkania rodzinne, ponieważ moi synowie nie zjedliby niczego z podawanych dań. Okłamałam, nawet moją lekarkę pediatrę (i teściową) w kwestii tego, co przygotowywałam na obiad. I przez 7 lat pakowałem mojemu synowi na lunch to samo, ponieważ nie zjadłby w stołówce niczego innego niż Cheetosy w maśle orzechowym.

Jako dziecko Spencer jadł tylko białe jedzenie: chleb, Cheerios, frytki i gofry. Joshua miał w zwyczaju jeść tylko chrupiące słone potrawy; Zachary – pizzę marki Jack’s Frozen Pepperoni Pizza, Cheeriosy oraz nuggetsy z kurczaka wyłącznie z Burger Kinga. Nie jedli też ciastek, lodów ani czekolady, co sprawiało, że popadałam, w ekstazę i pompatyczność, bo które dzieci nie jedzą czekolady? Jak to się dzieje?

Wojny żywieniowe

Przez lata wielokrotnie konsultowałam się z dietetykami. Pierwsza z nich powiedziała mi, żeby oferować im 3 zdrowe posiłki i przekąski dziennie, oraz dodała, że gdyby chłopcy nie jedli, powinnam ich przegłodzić. Zapewniła mnie, że dzieci nie dadzą się zagłodzić ma śmierć i w końcu sięgną po przygotowane przeze mnie jedzenie. Kiedy twardo obstawałam, przy tym, by podawać im jedynie zdrowe Dania, Spencer przez PIĘĆ dni nie zjadł zupełnie nic, zanim nie wręczyłam mu miseczki Cheerios! Nie mogłam znieść tego, że moje dziecko wygląda jak uchodźca wojenny.

Pracowałam z inną dietetyczką, która pomogła mi stworzyć system wizualny, umożliwiający chłopcom przewidywanie, co będą jedli w różne dni. Całe dnie spędzałam, tworząc spójne menu (spaghetti w poniedziałek, taco we wtorek). Za każdą próbę jedzenia przyznawałam nagrody – z serii Tomek i Przyjaciele, jeżeli Joshua zjadł kurczaka; czas przed komputerem dla Spencera, kiedy wypił szklankę wody; nowy pociąg dla Zacha, gdy zjadł jakieś warzywo. Stosowałam nawet tęczowe kolory, by zachęcić ich do jedzenia zdrowych pokarmów. Przykładowo, jeżeli jedli pożywienie, którego kolor znajdował się na tęczy co dwa dni, dostawali nagrodę z pudła z nagrodami.

Niestety system był skomplikowany, że nawet pracownik rządowej agencji podatkowej nie byłby w stanie go zrozumieć! Program behawioralny okazał się całkowitym fiaskiem. Co gorsza, przygotowanie obrazków zajęło mi wiele godzin, a setki dolarów poszły na nagrody!

Wypróbowałam wiele innych planów behawioralnych, systemów nagród i pomocy wizualnych, próbując zmienić nawyki żywieniowe chłopców. Stres związany z ciągłym namawianiem ich do zjedzenia czegoś zdrowego był ogromny. W czasie jednego programu żywieniowego Spencer co godzinę mówił mi, że „rujnuję mu życie”. Joshua krzyczał na mnie, kiedy ogłosiłam, że przyszedł czas na obiad: „Jesteś rozwścieczonym bizonem!”, a Zachary zaczynał mnie bić. (Dodajcie do tego jeszcze uwagi mojego męża!).

Podczas jednej z bezskutecznych prób zmiany diety Joshua napisał mi następujący liścik:

Kochana mamo,

jest mi smutno, czuję się samotny i nikt mnie nie kocha. Nikt nie chce mi nic dać i nigdzie mnie nie zabiera na co dzień. Nie mogę pić napojów gazowanych, jeść popcornu, frytek, chleba tostowego i wielu innych produktów. Nigdy nie spędzam miło ani zwykłych dni, ani świąt. Dlaczego im na tym zależy? Dlaczego? Dlaczego nikt mnie nie kocha?

Napisz to: ……………………………………………….

Sformułowanie „Napisz to” było sposobem Joshui na to, by wyrazić, że chce otrzymać odpowiedź pisemną.

Moja odpowiedź:

Drogi Joshuo, bardzo Cię kocham. Wszyscy Cię kochają. Właśnie dla tego, że Cię kocham, chcę żebyś jadł zdrowe potrawy. Z tego powodu zmieniamy to, jak jemy w domu. Nadal obchodzimy święta. Zmiana jest trudna, ale zdrowe jedzenie sprawi, że wszyscy poczujemy się lepiej. Wiem, że mógłbyś się postarać, by poczuć się szczęśliwym, próbując nowego, zdrowego jedzenia, takiego jak warzywa i mięso.

Ustna odpowiedz Josha: „Fajnie, ale uwielbiam oryginalne jedzenie”.

Innego dnia:

Kochana mamo,

jestem zły, no nie chcę sera w mojej przekąsce ani zieleniny czy kotletów na lunch.

Pozdrawiam, Josh.

PS. Dziś mam urodziny, a więc żadnego selera, sera ani kurczaka!

Cheeseburgery – tak.

Kanapki z serem – tak.

Cheetosticks – tak.

Marchewki – tak.

Cheerios – tak.

Rozejm na horyzoncie

Jedzenie to taki osobisty, kulturowy i emocjonalny temat. Karmienie dzieci to jedna z najważniejszych potrzeb wszystkich matek. Jeżeli dodamy do tego emocjonalną chęć podarowania czegoś dziecku – CZEGOKOLWIEK, co sprawi, że będzie ono szczęśliwe, trudności z karmieniem kogoś, kto je tylko nuggetsy z kurczaka i chipsy ziemniaczane, mogą być wyczerpujące. A dzieci trzeba karmić codziennie. Czułam się sfrustrowaną, złą matką trzy lub więcej razy dziennie – za każdym razem, kiedy miałam być „dobrą mamą” i karmiłam ich marchewką i szpinakiem. Bardzo się wstydziłam. Wiedziałam, że nauczyciele rozmawiali o mnie w stołówce, kiedy widzieli, że lunch Zachary’ego składa się z płatków śniadaniowych Froot Loops, chrupek Tostito i lemoniady.

Nie chodzi o to, że jestem kiepską kucharką – jak na ironię, UWIELBIAM gotować! Nałogowo oglądam programy na Food Network. Uwielbiam wypróbowywać nowe przepisy, piec wymyślne ciasta i gotować na przyjęcia. Poniosłam jednak porażkę, zachęcając swoje dzieci do tego, by spróbowały czegoś nowego. Krzyczały i zanosiły się płaczem, gdy nowe dania znajdowały się na stole, a tym bardziej na ich talerzach.

Powiedziałam sobie, że zmiana ich zwyczajów żywieniowych nie musi zajmować miejsca na samej górze mojej listy priorytetów interwencyjnych. Chłopcy rośli, rzadko chorowali i byli bardzo aktywni. Z mojej strony była to jednak tylko racjonalizacja i szansa przetrwania pod względem emocjonalnym (co, oczywiście, nie musi być czymś złym!). Jakaś część mnie współczuła im, ponieważ pamiętałam, że przez cztery lata szkoły średniej codziennie rano jadłam Cheerios na śniadanie! Do chwili, gdy skończyłam 20 lat, moja dieta nie była zróżnicowana. Jak miałam przekonać chłopców, że brokuły smakują świetnie, skoro sama nie przepadałam za nimi do ukończenia 26. roku życia?

Gdy weszli w wiek nastoletni, zmieniły się dwie rzeczy. Spali dłużej niż 6 godzin w ciągu nocy i chcieli próbować nowości. Tych nowych pokarmów nie było wiele, ale jakieś jednak były. Spencer powiedział mi:

– Myślę, że moje kubki smakowe rosną.

Zachary w wieku 17 lat jadł prawie wszystko, co posunęłam mu pod nos, w tym cheesburgery, kokosowe krewetki, chińskie pierożki i sałatkę. A nawet brokuły! Byłam taaaka dumna! Kiedy Joshua zapytał, czy możemy się zatrzymać w Dairy Queen, bo chce lody waniliowe w rożku. Tylko waniliowe, ale hej! Wcześniej nigdy nie jadł lodów!

Dla mnie była to chwila zwycięstwa. W tym roku na obiad urodzinowy. Spencer wybrał łososia – ten sam chłopiec, który kiedyś jadł tylko cztery rodzaje pożywienia, teraz prosi o rybę i krewetki!

Okazało się, że na ich zwyczaje żywieniowe w największym stopniu wpłynęły czas i możliwości. Z pewnością drobne namowy z mojej strony także nieco pomogły. Największe zmiany zaszły jednak przede wszystkim w wyniku upływu czasu, obniżenia poziomu nieustępliwości i lęku oraz wzrostu umiejętności społecznych moich synów. Dlatego mimo, że moja interwencja wymierzona w nawyki żywieniowe nie skończyła się powodzeniem, lubię myśleć, że wszystkie inne moje wysiłki okazały sukcesem. I jest to racjonalizacja, której się w pełni oddaję!

Strategie radzenia sobie z jedzeniem i odżywianiem

1. Używaj słów: najpierw – potem.

Stosuj pomoce wizualne, aby pokazać dziecku, że najpierw ma wziąć kęs preferowanego pożywienia, a następnie coś, czego nie lubi. Niekiedy dziecko musi wiedzieć, że pomiędzy różnymi, niezbyt lubianymi potrawami będzie mogło zjeść coś, co mu smakuje.

2. Stawiaj powolne, miarowe kroki naprzód

Niektóre dzieci mogą mieć trudności z zaakceptowaniem nowego jedzenia na swoim talerzu, a tym bardziej z przełknięciem tego, co mają w ustach. Zacznij od umieszczania nowości w małej miseczce obok talerza dziecka. Codziennie przesuwaj miseczkę bliżej. Następnie umieść ją na talerzu. Później poproś dziecko oto, by powoli dotykało nowe jedzenie łyżką ub widelcem. Potem dotknij jedzenie palcem, a następnie przez kilka dni wąchaj je. Niech interakcja dziecka z jedzeniem staje się coraz głębsza – najpierw połóż mu je na języku i powiedz, żeby je wypluło, a później poproś o połknięcie. To naprawdę działa.

3. Zasięgnij porady lekarza, dietetyka lub specjalisty w dziedzinie odżywiania

Porozmawiaj z lekarzem lub z dietetykiem, by mieć pewność, że dziecko otrzymuje co najmniej minimalną dawkę składników pokarmowych niezbędnych dla zdrowia fizycznego. Niektóre programy ubezpieczenia zdrowotnego zapewniają wsparcie dietetyka.

4. Zachowaj spokój i odpręż się

Zmuszanie dzieci do jedzenia, kiedy są zaniepokojone lub stawiają opór, prowadzi do walki o dominację, która z całą pewnością przemieni miejsce posiłków w pole bitwy. Kłótnie, przymilanie się do dziecka albo karanie go za to, że nie je jakiegoś pokarmu, wytworzy długotrwałe problemy emocjonalne powiązane z jedzeniem.

5. Zmiana nawyków żywieniowych

Wszyscy zmieniamy swoje nawyki żywieniowe w ciągu życia. Możemy przez pewien czas lubić jakieś pożywienie, a później nie jeść go przez wiele miesięcy. Celem właściwego żywienia jest stałe zapewnienie dziecku wartości odżywczych zawartych w różnych rodzajach pożywienia. Jeżeli oznacza to, że jego dieta składa się z trzech warstw, dwóch owoców, jednej porcji mięsa i czterech porcji produktów mlecznych, to wszystko jest w porządku. Dzieci mogą rozszerzać swój repertuar żywieniowy w miarę, jak będą dorastać. Albo i nie. Mimo to czerpią wartości odżywcze ze wszystkich rodzajów pożywienia. To początek.

6. Jedzenie to jedzenie

Jeżeli twoje dziecko je tylko określone pokarmy, zachowanie elastyczności jest bardzo ważne. Jeżeli żywi się kurczakiem, marchewkami i pałeczkami serowymi, to dawaj mu je na śniadanie. Jeżeli zjada jogurt, płatki kukurydziane i winogrona, serwuj je na obiad. Założenie, że określone dania można jeść tylko o pewnych porach ma charakter kulturowy i nie jest najważniejsze. Celem jest odżywcza, zróżnicowana dieta, a nie jedzenie określonych dań na śniadanie i na obiad.

Alyson Beytien

źródło: Autyzm na co dzień…, WUJ, Kraków 2018

Reklamy
Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: