Czwartek, 02.07.2020
Egzamin praktyczny o 16:00 ale trzeba być chociaż półgodziny wcześniej. Do miasta mają około 30 minut. Na bagnach burza. Deszcz wali o ziemię podłużnymi strzałami. W zasadzie leje już cały miesiąc.
Teraz bardziej stresują mnie jeszcze nieubrane skarpetki, które musiał zmieniać na krótsze. Koniecznie za kostkę, żadne tam podkolanówki, ani broń cie panie stopki. Nie cierpi ich. Już trzeba wychodzić. Portfel z dowodem, plecak, woda, nowe okulary, dwie małe kłótnie o to, że nie dowiedział się co było na egzaminie, przecież ledwo zaliczył rok. Koszula, czarny długopis, komórka do wypchanej kieszeni. Mycie rąk, przed i po jedzeniu i jeszcze raz po założeniu plecaka… to kolejne 10 minut, które stają mi w gardle. Później, w jakiej sali?, i czy do niej trafi, czy zrozumie polecenia i nie zdenerwuje egzaminatorów swoim monotonnie brzmiącym tonem, jakby olewał całą sytuację… Czy wyczyścił uszy… Szczegóły, niezbędne rzeczy… gdzie co leży… i mycie rąk.
Dwie wody w bocznych kieszeniach wrócą nieotwarte. Sms do mnie nie dotrze, nie podzieli się wrażeniami. Piotrek nie traci na nie czasu. Są wymysłem ludzi zajmujących się zbędnymi pierdołami. Zasiądzie przed kompem jak gdyby nigdy nic i rozpocznie kolejną podróż w swoje strony. Ja pozostanę po swojej stronie szyby. I wszystko wróci do normy. Poczekamy na wyniki.


