Reklamy

autyzm.life i neuroróżnorodni

Neuroróżnorodność Terapia pedagogiczna autyzm niepełnosprawność intelektualna objawy rewalidacja IPET grafomotoryka umiejętności społeczne emocje scenariusze zajęcia sensoryka logopedia arkusze historyjki ASD

Reklamy

Reklamy

Tak trudno, że aż nie do zniesienia

Nie jest rozpuszczone ani zepsute. Dziecko wysoko wrażliwe po prostu inaczej doświadcza tego, co dzieje się wokół niego

Z MAŁGORZATĄ STAŃCZYK ROZMAWIA MAŁGORZATA LACHOWICZ-JACHIM

Jeśli badania nie kłamią, jedna piąta ludzkości to osoby wysoko wrażliwe. Co to oznacza?


Wysoka wrażliwość to cecha temperamentu opierająca się na uwarunkowaniach wrodzonych, przekazywanych w genach. Wiąże się z działaniem układu nerwowego, który jest bardziej reaktywny niż przeciętnie. Naukowcy szacują, że 15-20 proc. populacji – zarówno dzieci, jak i dorosłych – silniej reaguje na bodźce, co sprawia, że odbiera ich wyjątkowo dużo i przetwarza informacje dogłębnie. Termin został wprowadzony przez amerykańską badaczkę Elaine Aron, natomiast cecha, która jest poddawana badaniom naukowym, to wrażliwość przetwarzania sensorycznego.


Jak ocenić, czy nasze dziecko jest „empatyczne w normie” czy wysoko wrażliwe? Na czym polega różnica?


Posługując się metaforą – do układu nerwowego dzieci wysoko wrażliwych wpada znacznie więcej informacji i są w nim dłużej „wirowane” niż u innych ludzi. Ma to swoje konsekwencje w reakcjach i zachowaniu dzieci, które dłużej oswajają się z nowościami, potrzebują więcej czasu, żeby nawiązać nową relację i poczuć się w niej (ale też w nowym otoczeniu) bezpiecznie. Podejmują głębszą refleksję nad różnymi wydarzeniami, zachowaniami, tym, co je spotkało, przez co zadają bardzo dużo pytań. Czasem trudno im zakończyć ten proces i przestać analizować. Wysoko wrażliwe dzieci łatwo ulegają przebodźcowaniu i wtedy obniża się ich poziom funkcjonowania, co jest bardzo widoczne w grupach – w przedszkolu, w szkole. Charakteryzują się również silnymi reakcjami emocjonalnymi, więc często zmienia się im nastrój – więcej płaczą, złoszczą się, krzyczą i robią to w bardziej spektakularny sposób.

Ponadto częściej niż inni są perfekcjonistami, co odbiera im satysfakcję z własnych działań. Czasem używają języka dorosłych, trafnie dobierając trudne słowa, lub wręcz teatralnego (np. „to był chyba najlepszy obiad, jaki zjadłem w życiu” albo „nigdy nic gorszego mnie nie spotkało”). Są też empatyczne, łatwiej się wzruszają, choć czasem stany emocjonalne innych osób są dla nich przytłaczające. Dlatego ich reakcja może się wydawać obojętna albo nawet agresywna (np. nie mogą znieść płaczu niemowlaka, więc proszą, żeby rodzice się go pozbyli). I nie chodzi tu o brak empatii, ale o to, że to doświadczenie – głośny płacz – jest dla nich tak trudne na poziomie sensorycznym, a także na poziomie wrażliwości na krzywdę i dyskomfort innego człowieka, że aż nie do zniesienia. Jeśli więc mamy wątpliwości, czy wysoka wrażliwość dotyczy naszego dziecka, warto skonsultować się z psychologiem. Tym bardziej że za tymi zachowaniami mogą się kryć także inne rzeczy – trudności w regulacji emocji, zaburzenia lękowe czy funkcjonowanie w spektrum autyzmu.


Część uczniów z wysoką wrażliwością określanych jest przez nauczycieli jako „spokojni i bezproblemowi”. W rzeczywistości często pod taką fasadą kryją się cierpienie i stres.


Potrzeba dużej uważności, by pamiętać, że nie każde z pozoru spokojne dziecko czuje się w szkole komfortowo. W dużych szkolnych grupach dorośli mają pełne ręce roboty z hałaśliwymi i ruchliwymi dziećmi, którym trudno jest się dostosować do szkolnej struktury. Cichy dramat przeywają ci wrażliwi – tzw. grzeczni – uczniowie. Może ktoś czasem zwróci im uwagę, że nerwowo obgryzają paznokcie, ale mało kto zagląda głębiej. Często nikt nie dostrzega ich silnego dyskomfortu, przeciążenia. Nauczyciele mówią o nich „dzieci bezproblemowe”. Te dzieciaki dostosowują się do oczekiwań dorosłych, czasem dlatego, że kieruje nimi wysoka empatia, bo „pani i tak jest ciężko, więc nie będę jej dokładał”. Niekiedy nie mówią o swoim trudzie i potrzebach, bo za wszelką cenę chcą uniknąć bycia w centrum uwagi, niezrozumienia, niedelikatnych komentarzy. Nie chcą się wyróżniać. Dopiero w domu, z osobami w bliskich relacjach, opowiadają o tym, czego doświadczyły, z czym nie umiały sobie poradzić, czego się bały, z czym było im trudno. I mówimy tu o dzieciach, które np. nie zdołały nic przełknąć w szkolnej stołówce, bo zapach lub stres powodował u nich wstręt. O dzieciach, które przez całą lekcję powstrzymywały się przed pójściem do toalety, żeby nie zakłócać pracy pani. O tych, które nie zrozumiały polecenia albo nie zdążyły czegoś przepisać, ale nikomu nie powiedziały, bo nie chciały zgłaszać na forum klasy, że mają z czymś problem. Znam chłopca, sześciolatka, który w szkolnym stresie uciska oczy. Nie szuka pomocy, nikomu nie mówi, że ma jakiś kłopot. „Wciska łzy” i donosi je do domu, gdzie wybucha płaczem, złością, agresją i mówi, że nigdy do szkoły nie wróci. I teraz proszę sobie wyobrazić, jakie było zaskoczenie wychowawczyni, gdy się o tym dowiedziała. Myślę, że nauczyciele naprawdę często nie widzą problemów tych dzieci, dlatego tak ważna jest współpraca między rodzicami i szkołą, która musi otworzyć się na postrzeganie świata z perspektywy dziecka.


Na czym to wsparcie i współpraca dorosłych mają polegać?


Należy się przygotować, że u tych dzieci proces adaptacji do nowego środowiska lub zmiany – nawet jeśli jest nią powrót po wakacjach do szkoły – będzie trwał dłużej niż u innych dzieci. Czasem jest to kilka tygodni, u przedszkolaków dłużej. W tym czasie warto mieć świadomość, że bardzo wiele dziecięcej energii idzie na przystosowanie się i oswojenie nowego, na wypracowanie poczucia bezpieczeństwa, strategii i radzenia sobie z tym, co je w szkole spotyka. Czasem będą tak wiele tych zasobów zużywać, że potem zabraknie ich na współpracę z nami w domu.


Rodzic może być kimś, kto pójdzie do wychowawcy i opowie o perspektywie dziecka: o tym, jaka jest jego specyfika funkcjonowania i doświadczania, jakie są jego stresory, co przysparza mu trudności. Chodzi o wspólne zastanowienie się, jak można dziecko wesprzeć. Samo budowanie relacji między rodzicem a nauczycielem sprawia, że dziecko ma szansę poczuć się bezpieczniej w przedszkolu czy szkole. Współpracę warto rozpoczynać jak najwcześniej, kiedy jest ono małe, bo wtedy jest najwięcej przestrzeni na dopasowanie dziecko – wychowawca. Od czwartej klasy robi się to trudniejsze, bo zamiast jednego nauczyciela mamy kilku. Wtedy do rozmowy warto włączyć psychologa szkolnego, pedagoga. Stworzenie optymalnych warunków dopasowanych do potrzeb konkretnego dziecka – bo nie ma jednej
instrukcji dla wszystkich – owocuje natychmiastową poprawą jego funkcjonowania. Może się wtedy ujawnić charakterystyczny dla tych 20 proc. populacji potencjał, który jest związany z kreatywnością, wyciąganiem nieoczywistych wniosków, z dogłębną analizą, świadomością siebie, empatią i wysokimi kompetencjami społecznymi. W niedostosowanych warunkach dzieci wysoko wrażliwe poddane działaniom nadmiernego stresu marnieją, ich rozwój jest utrudniony, nie mogą rozwijać swojego potencjału, mogą się u nich pojawić problemy emocjonalne, zdrowotne, psychosomatyczne.


A jeśli mamy nastolatka sparaliżowanego od stresu, kiedy musi odpowiadać przy tablicy, recytować wiersz na forum klasy, pisać kartkówki pod presją czasu? Systemu szkolnictwa nagle nie zmienimy. Co wtedy mogą wnieść wizyty rodziców w szkole? Czy nie przysporzą tylko „obciachu” przed kolegami?


To prawda, z nastolatkami trzeba być ostrożnym. Warto włączać je w ten dialog, wspólnie szukać rozwiązań, zamiast działać za ich plecami. W szkołach oprócz zebrań z rodzicami są eż dni otwarte, wtedy można się zapisać na rozmowy z konkretnymi nauczycielami lub psychologiem. Warto z tej możliwości korzystać, a żeby uniknąć postronnych słuchaczy, poprosić o rozmowę w cztery oczy. Dobrze jest wykorzystać początek roku na to, żeby przekazać informacje o dziecku i o specyfice jego funkcjonowania z wyprzedzeniem, zamiast przychodzić po dwóch miesiącach i krytykować postępowanie nauczyciela. Bo wtedy zdecydowanie trudniej jest o współpracę.


W teorii wszystko wygląda pięknie. Co możemy zrobić, jeśli nauczyciele jednak nie będą mieli czasu, możliwości lub ochoty na indywidualne podejście do naszego dziecka?


Jeśli szkoła nie bierze na poważnie tego, co dzieje się z dzieckiem, a ono potrzebuje dostosowania metod pracy, to z reguły dobrze sprawdzają się orzeczenia, opinie i zalecenia wydane na papierze. Jeśli np. dziecko ma trudności w uczeniu się, potrzebuje więcej czasu na wykonanie pewnych czynności, odpowiadanie przy grupie uniemożliwia mu pokazanie swoich umiejętności lub reaguje silnym stresem, to polecam wizytę w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Wystawione tam opinia i zalecenia stworzone specjalnie na potrzeby naszego dziecka są wiążące dla nauczycieli i szkoły. Bardzo często słyszę od rodziców, że te same zalecenia, które były niemożliwe do zrealizowania przed uzyskaniem opinii, robią się możliwe dopiero wtedy, kiedy na dokumencie widnieje pieczątka poradni.


A to nie stygmatyzuje?


Szkołę obowiązuje ochrona danych osobowych, więc rodzice mają prawo oczekiwać, że informacje dotyczące ich dzieci pozostają tylko do wiadomości grona pedagogicznego. Szczęśliwie coraz więcej mówi się o tym, że ludzie są różni i potrzebują różnych rzeczy. Każde dziecko potrzebuje indywidualnego podejścia, ale to dzieci wysoko wrażliwe szczególnie tracą na jego braku.

Reklamy


Mówimy o relacjach dorosły–dorosły. A jak wspomóc dzieci, żeby umiały samodzielnie poradzić sobie w nowej sytuacji?


Najważniejszą rzeczą, którą rodzic może dać dziecku, jest wysłuchanie i zaakceptowanie jego perspektywy. Bez oceniania, bez mówienia: „Nie przesadzaj, wszyscy idą, ty też sobie poradzisz”. Chodzi o to, żeby naprawdę uwierzyć, że dziecko nie manipuluje, nie wymusza, nie jest zepsute. Po prostu inaczej doświadcza tego, co dzieje się wokół niego, niż osoby mniej wrażliwe. Warto też nauczyć dziecko dostrzegania stresorów, które mają wpływ na jego funkcjonowanie i nastrój (np.: „Gdy robisz się w szkole zniechęcony albo robi ci się smutno, sprawdź, czy zjadłaś”).


Na czym ma polegać dostosowanie warunków w szkole do potrzeb dzieci wysoko wrażliwych?


Po pierwsze, na uwzględnieniu, że naturalne tempo pracy dziecka jest wolniejsze. Presja czasu, która dla dzieci mniej wrażliwych może być motywująca i stanowić pewnego rodzaju wyzwanie, te wysoko wrażliwe całkowicie dezorganizuje, zniechęca i frustruje. Po drugie, na dostosowaniu zadań do możliwości dziecka zamiast usuwania mu spod stóp wszelkich trudności i mówienia:
„To nie dla ciebie”. Po trzecie, trzeba zadbać najpierw o poczucie bezpieczeństwa. W praktyce chodzi o to, by dać czas na oswojenie się z otoczeniem, z nową sytuacją. To dzieci wskażą tempo, w którym są w stanie podjąć nowe działania. Mogą potrzebować zachęty do podzielenia się swoją wiedzą (wiele z nich samodzielnie się nie zgłosi). Może lepiej, żeby np. wyrecytowały wiersz na przerwie, a nie przy całej klasie, bo choć solidnie się go nauczyły, to stres kompletnie im to uniemożliwi.


Warto pamiętać, że wysoko wrażliwe dzieci reagują nawet na subtelne zmiany – choćby zmarszczenie brwi, mimikę twarzy – przez co znacznie łatwiej u nich o dyskomfort.
Dlatego pracując z nimi, warto świadomie tak dopasowywać ładunek emocjonalny do swojej wypowiedzi, żeby np. zwrócenie uwagi pozwoliło dzieciom dostosować swoje zachowanie, zamiast je kompletnie zdezorganizować.


Czy zajęcia dodatkowe, pozalekcyjne to dobry pomysł?


Dzieci wysoko wrażliwe też potrzebują wyzwań, ale muszą być one dostosowane do ich możliwości i indywidualnych upodobań. Ważne, by nie trzymać ich pod kloszem i nie eliminować z ich życia wszelkich trudności, bo one też chcą się uczyć,
rozwijać i robić nowe rzeczy. Zajęcia grupowe po szkole to jednak nie zawsze dobry pomysł. Niektóre dzieci potrzebują więcej czasu na regenerację po lekcjach. Wtedy same mogą decydować, co robią, mniej się dzieje, jest niewiele bodźców. Zajęcia grupowe nie stwarzają ku temu warunków i mogą być dla dziecka dodatkowym obciążeniem.


Elaine Aron w swojej książce „Wysoko wrażliwe dziecko” pisze, że wysoka wrażliwość jest cechą wrodzoną, a nie nabytą. Jak się ma do tego sposób, w jaki wychowujemy nasze dzieci?


Jest to cecha temperamentu, mówimy tu więc o wrodzonym potencjale, przekazanym genetycznie uwarunkowaniu. To nie tak, że dziecko zostało zaniedbane czy rozpieszczone i teraz jest „nadwrażliwe”. Pracując z rodzicami, często słyszę, jak wielką ulgę przynosi im ta
świadomość. Ale to, że wysoka wrażliwość nie jest wynikiem naszych oddziaływań i praktyk wychowawczych, nie oznacza, że nie mają one wpływu na los i rozwój dziecka. Badania opisywane przez dr Monikę Baryłę-Matejczuk, która przewodniczy międzynarodowemu
zespołowi badającemu wysoką wrażliwość u dzieci, wskazują, że jakość opie-
ki ma bezpośredni wpływ na ich funkcjonowanie i poczucie bezpieczeństwa. Również na to, czy u dzieci będą się rozwijać różne trudności natury emocjonalnej, psychicznej i zdrowotnej (m.in. depresja), czy raczej będą wykorzystywały swój potencjał związany z wysoką
wrażliwością.

Małgorzata Stańczyk, psycholożka, autorka książek, webinarów i szkoleń kierowanych do rodziców i osób pracujących z dziećmi i rodzicami.
wysoko wrażliwa mama trójki dzieci

#arkusz #asd #Asperger #autyzm #czytanie #dzienniki #edukacja #emocje #grafomotoryka #IPET #komunikacja #lekcja #manualne #mindfulness #motoryka #mowa #niepełnosprawność #niepełnosprawnośćintelektualna #pedagog #percepcja #pisanie #premium #program #przedszkole #psychologia #rewalidacja #scenariusz #scenariusze #schemat #sensoryka #SI #sposoby #społeczne #szkoła #tematyczne #terapia #umiejętności #umiejętnościspołeczne #uwaga #uważność #zabawa #zabawy #zajęcia #zajęciaterapeutyczne #ćwiczenia

Reklamy

Reklamy
Reklamy
Reklamy
Reklama

Reklamy
Reklamy
Reklamy

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: