Czego potrzebuje rodzina, kiedy na swojej drodze spotyka autyzm
Relacje rodzinne bardzo często przypominają karuzelę znaną nam z wesołych miasteczek. Kiedy karuzela się porusza i wszyscy na niej siedzą, trudno jest ustalić, kto kogo goni, kto jedzie pierwszy, a kto ostatni.
DO JAKIEGO TAŃCA ZAPRASZA NAS AUTYZM?
Spektrum autyzmu to zaburzenie, które wpływa na relacje całej rodziny, ale również wszystkich osób, które jej towarzyszą. Dla mnie jako mamy dziecka ze spektrum autyzmu bardzo ważne było uświadomienie sobie, do jakiego tańca autyzm zaprosił moją rodzinę. Relacje rodzinne często przypominają karuzelę znaną nam z wesołych miasteczek. Kiedy karuzela się porusza i wszyscy w niej siedzą, trudno ustalić, kto kogo goni, kto jedzie pierwszy, a kto ostatni. Diagnoza autyzmu może być takim momentem, kiedy warto zaciągnąć hamulec i spróbować popatrzeć na to, co się dzieje w rodzinie, jako na rodzaj specyficznego wspólnego tańca z perspektywy osoby siedzącej „na widowni”. Taka perspektywa spojrzenia z dystansu pozwala nam zauważyć pewne mechanizmy w naszych relacjach i skłonić do zadania pytania, czy nasz wspólny taniec nam się podoba oraz w jaki sposób autyzm z nami pogrywa. Wspólne przyglądanie się rodzinie „z widowni” może nam uświadomić, w jaki sposób chcielibyśmy ze sobą tańczyć oraz co jest potrzebne, aby to się udało.
Ważnym etapem dla rodziny jest proces akceptacji diagnozy. Każdy z nas jest wyjątkową i niepowtarzalną osobą z własnym temperamentem, stąd droga akceptacji jest unikalna i indywidualna dla każdego. Akceptacja to proces, któremu warto pozwolić trwać, bez pośpiechu. To pewna kręta droga: możemy na niej spotkać wiele różnych emocji, które potrzebują czasu, by je przeżyć i zrozumieć. Samoświadomość uczuć, jakie nam towarzyszą, oraz tego, że mogą do nas czasem wracać, pomoże nam wypracować różne strategie, by sobie z nimi poradzić. Proces akceptacji może odegrać bardzo ważną rolę w sposobie nowego myślenia i postrzegania naszego życia. Warto się zastanowić, czy rodzice nie powinni się udać np. do profesjonalisty po wsparcie. Przywrócenie rodzicom poczucia sprawczości prowadzi do tego, że w ich życiu może się pojawić więcej spokoju oraz refleksji. Ważne jest zrozumienie, że rodzice w pierwszej kolejności powinni zadbać o siebie, swoje zdrowie oraz o jakość związku. Kiedy jesteśmy w samolocie, maskę tlenową zakładamy najpierw sobie, a potem dzieciom. Nie zadbamy o swoich bliskich, jeśli nie będziemy w dobrej formie fizycznej i psychicznej.
JAKIE PLANY MA PRZECIWNIK?
Przełomowym momentem w naszym myśleniu o diagnozie było potraktowanie autyzmu jako czegoś odrębnego od naszego syna. Zaczęliśmy postrzegać autyzm jako jeden z elementów naszej rodziny. Ten rodzaj myślenia spowodował, że diagnoza nie przysłoniła nam naszego syna. Widzimy w nim przede wszystkim człowieka. Zaczęliśmy się przyglądać, jakie plany autyzm miał względem naszej rodziny, i to nam się nie podobało. Starał się mieszkać w naszych relacjach i w relacjach z innymi ludźmi, zależało mu, aby zamknąć nas w domu. Próbował nas zniechęcić do odwiedzania wielu ciekawych miejsc, takich jak place zabaw, baseny, parki rozrywki, restauracje, oraz zniechęcić do wyjazdów nad morze czy w góry. Próbował nas przekonać, że przed naszym synem i naszą rodziną zamknęło się wiele drzwi, namawiał do porzucenia marzeń, radości i śmiechu. Zobaczyliśmy, że autyzm próbował przejąć nad nami władzę. Mieliśmy przed sobą przeciwnika, którego postanowiliśmy dobrze poznać i zrozumieć, by podejmować sensowne inicjatywny w celu storpedowania jego działalności. Zaczęliśmy o nim czytać, uczęszczać na szkolenia, jeździć na konferencje, wymieniać się spostrzeżeniami i pomysłami z innymi rodzicami. Zdobywanie wiedzy uświadomiło nam, że aby nasz wspólny taniec się udał, każdy z nas musi mieć pewną wiedzę na temat samoświadomości, samoregulacji oraz samodzielności. Miało to duże znaczenie przy planowaniu i uczestniczeniu nas jako rodziców w terapii syna.

DO CZEGO JEST POTRZEBNE WZAJEMNE WSPARCIE?
Mając świadomość znaczenia poczucia bezpieczeństwa jako ważnego elementu w procesie rozwoju każdego człowieka, zaczęliśmy się zastanawiać, co możemy zrobić, aby zapewnić naszemu synowi przyjazne środowisko. Staraliśmy się być uważni na swoje potrzeby, przekonania oraz na to, co ma do powiedzenia druga osoba. Zaczęliśmy zwracać większą uwagę na poczucie wrażliwości drugiej osoby, na to, co czuje i jak przeżywa różne sytuacje. Praca nad jakością relacji w rodzinie może ułatwiać podejmowanie trudnych rozmów ze spokojem oraz sprzyjać podejmowaniu przemyślanych decyzji. Chęć wsłuchania się w siebie, by zrozumieć wzajemne perspektywy, myśli i emocje, daje poczucie, że jesteśmy dla siebie ważni i możemy na siebie liczyć. Powoduje to wzrost poczucia bezpieczeństwa oraz sprawia, że rodzinę traktujemy jak „bezpieczną bazę”, gdzie każdy może wyrazić swoje zdanie bez poczucia bycia ocenianym, porównywanym. To sprawia, że relacje bardzo się pogłębiają, a otaczająca nas rzeczywistość staje się bardziej przyjazna i bezpieczna.
JAK SPRAWIĆ, BY AUTYZM NIE PRZYGNIÓTŁ?
Z takim nastawieniem zaczęliśmy wspierać naszego syna, wiedząc, że to my, rodzice, w pierwszej kolejności przekazujemy mu narrację o otaczającym go świecie. Pierwszym jego światem był nasz dom oraz najbliższa rodzina. Staraliśmy się w miarę możliwości edukować naszych najbliższych i pokazywać, jak postępujemy z autyzmem. Nasze nastawienie miało ogromny wpływ na postrzeganie autyzmu przez naszą rodzinę oraz przyjaciół. Autyzm zaczął tracić na wielkości i przestał wzbudzać poczucie smutku czy przygnębienia. Nasze bezpieczne otoczenie dawało synowi wiele okazji do budowania nowych relacji i poznawania świata.
Wczesne profesjonalne wsparcie psychoterapeutyczne oraz psychoedukacja, jaką została objęta nasza rodzina, niewątpliwie sprawiły, że autyzm nas nie przygniótł. Mogliśmy się skupić na wspieraniu syna w tych obszarach, których nie rozwijał spontanicznie, czyli relacjach społecznych, komunikacji oraz zabawie. Wiedząc, że osoby ze spektrum autyzmu mają trudności w rozumieniu emocji swoich i innych, a także nie rozumieją kontekstu społecznego, staraliśmy się rozwijać w naszym synu, na tyle, na ile się da, poczucie samoświadomości. Zrozumienie tego, jak często osoby ze spektrum mogą nie rozumieć otaczającej ich rzeczywistości, a także tego, że otoczenie może nie rozumieć, jak należy je wspierać i reagować, uświadomiło nam, jak często zwykła codzienność naraża ich na niezrozumienie przez innych i, co gorsze, nierozumienie siebie.
JAK SIĘ CZUJESZ PO DNIU W GŁOŚNYM WESOŁYM MIASTECZKU?
Osoby ze spektrum autyzmu mierzą się z wieloma trudnościami. Jedną z nich są trudności sensoryczne, które w zależności od miejsca, natężenia hałasu, zapachu mogą w różny sposób wpływać na przetwarzanie wrażeń zmysłowych. To może sprawiać, że odczuwają wszystko inaczej niż osoby typowo rozwijające się, np. dźwięki mogą być głośniejsze lub bardziej wytłumione, a zapachy bardziej intensywne. Kiedy wsłuchamy się w ciszę, możemy w niej usłyszeć wiele dźwięków, na które na co dzień nie zwracamy uwagi. Osoby ze spektrum autyzmu mogą słyszeć wszystkie dźwięki jednocześnie oraz czuć zapachy, których my w ogóle nie czujemy. Aby to lepiej zrozumieć, warto się zastanowić nad tym, jak się czujemy po całym dniu spędzonym w wesołym miasteczku. Zmęczeni? Przytłoczeni? Osoby ze spektrum autyzmu budzą się, jedzą śniadanie, obiad czy kolację oraz idą spać, jakby ciągle były w wesołym miasteczku. Myśląc o dziecku ze spektrum autyzmu, warto mieć na uwadze tę perspektywę.
Drugą (nie jedyną) ważną trudnością, z jaką mierzą się osoby ze spektrum autyzmu, jest nieumiejętność rozpoznawania i rozumienia różnych wzorców. Codzienne wręcz rutynowe sytuacje, takie jak mycie zębów, ubieranie się, jedzenie śniadania, mogą się wydawać chaotyczne i przypadkowe. Można to porównać z pobytem w obcym kraju, w którym nie znamy języka. Jak trudno się czasem zorientować w pewnych przekazach kulturowych czy zasadach. Nawet jeśli znamy kilka podstawowych zdań, to sposób, w jaki je wypowiadamy, może być niezrozumiały dla mieszkańców. Może to spowodować, że będziemy wypowiadać wyuczone zdania do przypadkowych ludzi, licząc na to, że ktoś zrozumie, o co pytamy, a swoje zdenerwowanie regulować w sposób niezrozumiały dla mieszkańców. Ilość niezrozumiałych sytuacji, jakich może doświadczać osoba ze spektrum autyzmu w ciągu dnia, może być bardzo duża. Poradzenie sobie z problemami sensorycznymi oraz zrozumieniem otaczającego świata i zasad wymaga nie lada umiejętności i wypracowania różnych strategii by przetrwać. Jednym z takich sposobów są zachowania schematyczne, które pozwalają skupić uwagę na jednej czynności, odciągając tym samym uwagę od docierających trudnych bodźców, dając dzięki temu poczucie kontroli. To, w jaki sposób reagujemy na tego typu zachowania osoby ze spektrum, ma duży wpływ na budowanie relacji. Trudno z kimś się zaprzyjaźnić, jeśli na początku znajomości będziemy nieustannie oczekiwać i komunikować: Przestań robić, co Ty chcesz, a zacznij co ja chcę. Obserwując małe dzieci ze spektrum autyzmu, możemy zauważyć, że nie patrzą na innych z zainteresowaniem i rzadko wchodzą w reakcje z innymi ludźmi. Są bardziej zainteresowane przedmiotami. Ten sposób patrzenia na otaczającą rzeczywistość powoduje, że tracą wiele okazji do nauki. Uczymy się poprzez obserwacje i naśladowanie innych. Nasze doświadczenia budujemy, obserwując i bawiąc się z innymi. Kontakty ludzkie sprawią, że uczymy się języka, emocji oraz nawiązujemy przyjaźnie. Jeśli w naszym codziennym życiu mało mamy tego typu doświadczeń, nasz proces uczenia może być bardzo spowolniony i może wpływać na to, w jaki sposób będą się rozwijać m.in. komunikacja społeczna i zabawa.
KIEDY I GDZIE SZUKAĆ OKAZJI DO RELACJI I NAUKI?

Wspieranie naszego syna na samym początku naszej drogi miało charakter indywidualny. Wspólnie z nim uczęszczaliśmy na zajęcia prowadzone metodą ESDM, gdzie przyglądaliśmy się, w jaki sposób terapeuci spędzają z nim czas oraz w jaki sposób zachęcają do wspólnego kontaktu. ESDM w swoim założeniu do współpracy nie tylko zaprasza certyfikowanych terapeutów ESDM, ale również otwiera „drzwi do gabinetu” przed rodzicami, którzy aktywnie mogą uczestniczyć w zajęciach. Takie podejście sprawia, że komunikacja pomiędzy światem profesjonalistów a światem rodziców nabiera innego charakteru. Niewątpliwie wpływa na zwiększenie poczucia pewności siebie u rodzica w kontakcie ze swoim dzieckiem oraz może sprawić, że rodzic będzie się uczył, jak poprzez odpowiednią zabawę, wykorzystując zainteresowania dziecka i podążając za jego wyborami, uczyć go komunikacji, relacji społecznych czy zwiększać jego poziom koncentracji uwagi. Takie podejście pozwala również uwspólniać działania rodziny i terapeutów oraz generalizować umiejętności w różnych miejscach. Może sprawić, że sposób komunikowania się z dzieckiem stanie się spójny wśród osób, które spędzają z nim czas. Każda, nawet najmniejsza aktywność z dzieckiem to rodzaj wsparcia, który daje szanse i okazję do nawiązania kontaktu i wspólnych chwil, którym towarzyszyć może również frajda. Umiejętność wykorzystywania codziennych czynności to okazja, by wzmacniać jego poczucie sprawczości oraz samodzielność.
CZY ŁYŻKA TO CIEKAWA RZECZ?
Ważnym etapem w procesie terapeutycznym było nawiązywanie relacji oraz szukanie wszelkich okazji do nawiązywania kontaktu. Aby dać synowi jak najwięcej okazji do uczenia się, wspólnie z terapeutami ESDM postaraliśmy się w pierwszej kolejności zadbać o relację. Budowaliśmy ją poprzez podążanie za ulubionymi czynnościami i zainteresowaniami syna. Nie narzucaliśmy się z własnymi pomysłami. Zbieraliśmy informacje o jego zainteresowaniach. Kiedy dziecko widzi, że nie próbujemy stłumić jego zachowań, lubi terapeutę oraz czuje się bezpieczne w pomieszczeniu, chętniej i śmielej wchodzi w proponowane nowe aktywności, pozwalając nam coraz bardziej zaistnieć na „scenie”. Uczenie dziecka poprzez wykorzystywanie jego ulubionych przedmiotów pozwala stopniowo rozciągnąć wachlarz na inne przedmioty i aktywności oraz skupia uwagę na rodzicach i terapeutach. Ważne, aby zaufać swojej kreatywności i nie ograniczać wyobraźni. Jeśli dziecko interesuje się np. łyżkami, warto mu pokazać, że my również jesteśmy tym zainteresowani i mamy np. własną kolekcję. Są to okazje, by porozmawiać o kształtach, kolorach, wielkości oraz pracować nad uwspólnianiem pola uwagi. Motywator sprawi, że nasze dziecko będzie stopniowo wyciągało rączkę po naszą piękną łyżkę, by w dalszej kolejności wskazać palcem, zwracając się do nas, o pudełko, gdzie je trzymamy. Okazuje się, że łyżka to bardzo ciekawa rzecz. Kiedy się jej przyglądamy, możemy zaobserwować zmieniający się kształt naszej twarzy oraz zobaczyć, jak pięknie się w niej odbija światło, kiedy świeci słońce. Nasza autentyczność oraz zaangażowanie może stwarzać szereg okazji do nawiązania kontaktu oraz komunikacji. Regularność odbywania zajęć sprawiła, że każde kolejne sesje stwarzały coraz więcej wspólnych chwil, a dziecko chętniej wchodziło w kontakt. Łyżka trzymana w rączce towarzyszyła nam przez długi czas, jednak terapeuci ESDM poprzez swoją cierpliwość i kreatywność doprowadzali do sytuacji wzajemnej zgody na wymienianie się łyżkami, by z czasem wykorzystywać ją do bardziej rozbudowanych zabaw. Łyżka była śrubokrętem do naprawiania, dzięki czemu ćwiczyliśmy zabawy na niby. Dzięki łyżce bawiliśmy się w dom i gotowanie, stwarzając wiele okazji do nauki nazw innych przedmiotów.
KONIEC, JESZCZE… CZYLI NARZĘDZIA KOMUNIKACJI
Zbudowanie relacji i zaufania sprawiło, że syn bardzo chętnie jeździł na zajęcia oraz pozwoliło na wprowadzanie pewnego planu zajęć. Do naszej pracy włączyliśmy elementy komunikacji alternatywnej. Początkowo był to system znaków manualnych, np. koniec, jeszcze. Syn bardzo chętnie komunikował się wyuczonymi znakami manualnymi i generalizował je na inne osoby w różnych miejscach. Każdy nowo wprowadzony znak manualny przez terapeutów ESDM był z nami omawiany, a uczestnicząc w zajęciach, patrzyliśmy, w jaki sposób należy go stosować. To umożliwiało nam świadome edukowanie osób, które spędzały z synem czas, i sprawiało, że otoczenie reagowało na jego komunikaty, wzmacniając tym samym wszelką spontaniczność z jego strony. Kolejnym krokiem było wprowadzenie do komunikacji znaków PECS, początkowo w formie pojedynczych symboli, by dalej uczyć bardziej rozbudowanych zdań. System znaków PECS był tworzony pod indywidualne zainteresowania syna i jego ulubione zabawy, by z czasem móc wprowadzać inne rodzaje aktywności i nowe słowa. Dzięki nim tworzyliśmy plan zajęć, a syn mógł sam wybierać, co będzie robił np. podczas przerwy. Uczył się dzięki temu również tego, w jaki sposób spędzać samodzielnie czas. Stosowanie znaków PECS podczas wspólnej zabawy rozbudowywało język, ale również sprawiało, że było mniej nieprozumień, np. kiedy dziecko wymawia tylko pierwsze sylaby i mówi „bu” w zabawie w budowanie domu może to oznaczać, że albo chce budować, albo burzyć. Znaki umożliwiły synowi jasne sprecyzowanie tego, co chciał zrobić. W naszym domu mieliśmy tablice ze znakami, np. w kuchni czy w pokoju, gdzie syn mógł za pomocą znaku pokazać nam, czego potrzebuje. Mieszkanie tak zorganizowaliśmy, że wszystkie zabawki i przekąski były dla niego zbyt wysoko, więc jeśli czegoś chciał, za każdym razem musiał nas prosić. System znaków PECS ułatwił zrozumienie pewnej perspektywy czasowej poprzez wprowadzenie komunikatów najpierw i potem oraz pomagał podczas wykonywania różnych mniej atrakcyjnych aktywności.
KIEDY NAZYWAĆ EMOCJE?
Czynnikiem wspierającym spójny i zdrowy rozwój jest prawidłowe reagowanie otoczenia na potrzeby dziecka. Kiedy małe dziecko się śmieje, dorosły odzwierciedla jego uśmiech, nazywając mu emocje. Małe dzieci od samego początku dostają od dorosłych prawidłowe informacje o swoim stanie emocjonalnym, a umiejętność obserwowania otoczenia sprawia, że uczą się wiedzy o samym sobie bardzo szybko. Odmienność sensoryczna osób ze spektrum autyzmu może bardzo utrudniać im rozumienie ich własnych emocji i uczuć oraz wpływać na trudości komunikacyjne z innymi ludźmi. Kiedy małe dziecko z autyzmem się cieszy i macha rączkami, a bliskie mu otoczenie zabrania mu tego i nie nazywa uczuć jakie towarzyszą mu podczas machania rączkami – jesteś szczęśliwy, cieszysz się, pogłębia to tylko proces nierozumienia siebie i innych oraz naraża w późniejszym życiu na ogromną samotność i depresję. Uczenie rozumienia swoich emocji i tego, co czują inni, jest trudnym procesem. Warto jest go uczyć, nazywając to, co czujemy, i to, co może czuć osoba ze spektrum autyzmu w konkretnej realnej sytuacji. Tę regułę stosowaliśmy względem naszego syna. Jeśli cieszył się na widok swojej ulubionej zabawki, od razu nazywaliśmy tę emocję – cieszę się, jestem szczęśliwy. Jeśli jadł swój ulubiony deser, nazywaliśmy mu – smakuje, jest pyszne. Jeśli jadł coś, czego nie lubił, nazywaliśmy mu – nie smakuje. Nie uczyliśmy rozpoznawania emocji i innych potrzeb w oderwaniu od sytuacji, tylko zawsze na sobie, w konkretnej sytuacji. Chcieliśmy, aby syn umiał rozpoznawać potrzeby najniższego rzędu, takie jak głód, pragnienie czy zmęczenie, by móc tłumaczyć i wyjaśniać potrzeby wyższego rzędu. Kiedy zaczął rozumieć i nauczył się komunikować, że jest spragniony, głodny, a następnie umiał wskazać (z czasem powiedzieć), co chce zjeść, zauważyliśmy, że jakość naszego wspólnego życia znacznie się poprawiła. Umiał poprosić o słuchawki, kiedy było za głośno, a w czasie choroby zakomunikować co go boli. Otoczenie rozumiało, czego syn potrzebuje, bo to nazywał.
CZY MOŻNA NAUCZYĆ SAMOŚWIADOMOŚCI?
Dzieci ze spektrum autyzmu mają odcięty dostęp do wiedzy o własnej specyfice sensorycznej, co skutecznie zakłóca całokształt rozwoju i często uniemożliwia budowanie tożsamości. Stąd bardzo ważnym dla nas punktem w procesie wspierania syna jest uczenie i uświadamianie samoświadomości samego siebie:
- swoich granic (cielesnych, intelektualnych, emocjonalnych, duchowych), tego, że jestem odrębnym człowiekiem, jesteśmy odrębną rodziną,
- swoich potrzeb – wiem, że mam potrzeby, umiem je zakomunikować sobie i innym, umiem prosić o pomoc, kiedy nie umiem sam zaspokoić potrzeby.
- swoich emocji – umiem wyrażać swoje emocje sobie i innym, umiem znieść frustrację, kiedy potrzeba nie może być zaspokojona,
- swoich umiejętności,
- swoich zainteresowań i sposobów ich realizacji,
- tego, co lubię, a czego nie lubię,
- tego, co cieszy, a co smuci.
Większość osób ze spektrum autyzmu ma ogromny problem z odkrywaniem faz rozwojowych (swojej odrębności, samodzielności, tożsamości), co jest naturalnym procesem dla ludzi rozwijających się w sposób typowy. Jeśli otoczenie nie będzie im pomagać w rozumieniu siebie i innych, może to znacząco opóźniać lub wręcz uniemożliwiać proces odkrywania siebie. Dziecko ze spektrum autyzmu nie wie, co myślimy, czujemy i czego chcemy, jeśli mu tego nie powiemy czy nie pokażemy. Co więcej, dziecko w spektrum nie wie, co samo myśli i czuje, i nie rozumie, że jego zachowanie wynika z potrzeb, których nie rozumie i nie zna.
Proces budowania samoświadomości rozpoczyna się od uświadomienia i zrozumienia potrzeb fizjologicznych, czyli najniższego rzędu. Brak ich uświadomienia oraz zrozumienia na tyle, na ile się da, uniemożliwia przejście do potrzeb wyższego rzędu.
PODSUMOWANIE
Rozwój osób ze spektrum możemy wspierać na wiele sposobów. Warto sobie uświadomić, że nie musi się on odbywać tylko za zamkniętymi drzwiami gabinetu. Każda, nawet najmniejsza inicjatywa z naszej strony, np. wspólny spacer, jest okazją do uczenia, wspieraniaczy budowania relacji. To, co możemy zrobić, to pomóc zwiększać samodzielność, wyjaśniać, co czuje i myśli drugi człowiek bezpośrednio w sytuacjach, które wywołują różne emocje, oraz próbować zrozumieć, że części stanowią całość.
Ważnym czynnikiem wspierającym osoby w spektrum autyzmu jest umiejętność samokontroli wśród jej bliskich. Warto pamiętać, że osoby z problemami neurorozwojowymi mają trudności z oddzieleniem własnego afektu od innych i mogą reagować na nasze odczucia tak, jakby to były ich własne. Stąd też im więcej w naszej postawie będzie zachowań przepełnionych gniewem i lękiem, tym trudniej osobie ze spektrum autyzmu będzie zachować samokontrolę. Nasz spokój i panowanie nad sobą będzie powodowało i wywoływało spokój również w niej.
Metoda ESDM pomogła nam wypracować różne formy komunikowania się syna z otoczeniem, zaczynając od nauki wskazywania palcem poprzez wypowiadanie prostych zdań. Zdobycie takich umiejętności pozwoliło nam na bezpieczną adaptację w przedszkolu terapeutycznym i stopniowe dołączanie do dzieci. W przedszkolu syn był wspierany komunikacją wspomagającą, np. w sali był plan dnia oraz tablice do wyboru różnych aktywności. Rozwój jego komunikacji werbalnej, stałość, przewidywalność aktywności i zajęć w przedszkolu sprawiły, że stopniowo i naturalnie zmniejszała się liczba stosowanych komunikatów wspomaganych. Syn komunikuje się werbalnie, jednak zdarza się, że w nowych sytuacjach wspierany jest komunikacją wspomagającą, poprzez przygotowanie np. wizualizacji konkretnych sytuacji, w których będzie brał udział. Komunikacja wspomagająca pomaga nam nadal w ustalaniu zasad w domu czy w innych miejscach. Tworzymy wizualizacje i materiały na konkretne potrzeby syna, ustalając to z terapeutami z przedszkola. Pobyt syna w przedszkolu początkowo zaczynał się od jednej godziny i powoli się wydłużał. To pozwoliło na zbudowanie bezpiecznej relacji terapeutycznej z dzieckiem.
Otwartość terapeutów na rodziców oraz zrozumienie przeżywanych przez nas emocji miały duże znaczenie w zbudowaniu takiej relacji, gdzie każdy wie, jaki cel realizuje oraz stwarza przestrzeń do komunikowania o trudnych emocjach, jakie może przeżywać dana rodzina.
autor: Aleksandra Mysiak
źródło: forumlogopedy.pl
#arkusz #asd #Asperger #autyzm #czytanie #dzienniki #edukacja #emocje #grafomotoryka #IPET #komunikacja #lekcja #manualne #mindfulness #motoryka #mowa #niepełnosprawność #niepełnosprawnośćintelektualna #pedagog #percepcja #pisanie #premium #program #przedszkole #psychologia #rewalidacja #scenariusz #scenariusze #schemat #sensoryka #SI #sposoby #społeczne #szkoła #tematyczne #terapia #umiejętności #umiejętnościspołeczne #uwaga #uważność #zabawa #zabawy #zajęcia #zajęciaterapeutyczne #ćwiczenia












